sobota, 14 marca 2015

Czy bociany są zagrożone? Konflikt polsko-libański wisi na włosku

bocian
Bocian biały. Źródło: Wikipedia
Stosunki naszego kraju z Libanem są coraz bardziej napięte - w kraju tym bowiem od lat istnieje tradycja strzelania do bocianów powracających do Polski z ciepłych krajów.

Problem został nagłośniony w 2014 r. przez działaczy Siedleckiej Grupy Ekologicznej, którzy w opublikowanym w mediach liście otwartym do ówczesnego premiera Donalda Tuska domagali się podjęcia działań w obronie polskich bocianów. Efektem ich działań było przekazanie na ręce ambasadora Libanu noty dyplomatycznej, w której strona polska domagała się zaprzestania praktyk. Jednak okazało się, że za deklaracjami poparcia dla polskich postulatów ze strony władz Libanu nie poszły żadne konkretne działania - w tym roku strzelanie nadal odbywa się w najlepsze ku oburzeniu ekologów, opinii publicznej i wielu polityków.

Podjęcia zdecydowanych działań najgłośniej domaga się opozycja. - Nie może być tak, że bezkarnie niszczy się nasze dobro narodowe. Tak, trzeba nazywać rzeczy po imieniu - bociany są częścią polskiej tradycji i stanowią nasze bezcenne dobro narodowe, którego nie sposób przeliczyć na złotówki - mówi Joachim Brudziński z PiS. Jeszcze bardziej zdecydowane stanowisko zaprezentowała posłanka Krystyna Pawłowicz. - Karygodne praktyki zabijania bocianów to nie tylko barbarzyństwo. Proceder ten dodatkowo przyczynia się do spadku liczby urodzeń dzieci w kraju i tym samym pogłębiania się niżu demograficznego - powiedziała Pawłowicz.

Przedstawiciele koalicji rządzącej byli nieco bardziej powściągliwi w krytyce, ale dziennikarze wywęszyli, że w MON przygotowuje się do wysłania dronów nad Liban. Drony miałyby w bezpiecznej odległości eskortować przelatujące ptaki, a zainstalowane na nich detektory rejestrować wystrzały z broni palnej. Czy i jakie działania miałyby być podjęte w przypadku stwierdzenia ataku na bociany - nie wiadomo.

Informacja o planach MON spowodowała nerwową reakcję Libańczyków. Premier Tammam Salam oświadzył, że pojawienie się polskich dronów na libańskim niebie uznane zostane za agresję i podjęte zostaną "odpowiednie kroki". Jak dotąd strona polska nie wypowiedziała się oficjalnie w tej sprawie.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Blokada Mostu Łazienkowskiego w Warszawie

Most Łazienkowski
Most Łazienkowski. Źródło: Wikipedia

Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz ogłosiła na konferencji prasowej, że w związku z całkowitym zamknięciem Mostu Łazienkowskiego dla ruchu kołowego będzie on nieodpłatnie udostępniany zorganizowanym grupom przyjeżdżającym do stolicy protestować. - Skoro w wyniku niedawnego pożaru most i tak nie spełnia obecnie swojej funkcji, będą na niego kierowane między innymi ciągniki protestujących rolników. Rozwiązanie to, zaproponowane przez miejskiego inżyniera ruchu pana Janusza Galasa, wyeliminuje konflikty między warszawskimi kierowcami a protestującymi, ponieważ blokadzie podlegać będzie obiekt wyłączony z ruchu - powiedziała pani prezydent.

A co z bezpieczeństwem protestujących, skoro pożar naruszył ponoć stalową konstrukcję mostu? - Będzie to swoisty probierz szczerej, uczciwej determinacji protestujących. Komu naprawdę będzie zależeć na swojej sprawie, ten na most zdecyduje się wjechać, czyli w ten sposób unikniemy zbędnych protestów grup nastawionych roszczeniowo do państwa - odpowiedziała Hanna Gronkiewicz-Waltz.

piątek, 27 czerwca 2014

Więźniowie - do walki z kleszczami!

Kleszcz pospolity - ixodes ricinus
Kleszcz pospolity. Foto: Wikipedia

Wszyscy wiemy, czym może grozić ukąszenie kleszcza - krwiożerczy pajęczak najpierw niepostrzeżenie czepia się ubrania, a potem mozolnie szuka dogodnego miejsca na naszym ciele, by - znów niezauważony dzięki wydzielaniu środka znieczulającego - wkręcić się w nie, zarażając nas jednocześnie groźną chorobą, jeśli akurat będzie jej nosicielem.

W ciągu roku obserwujemy wzmożoną aktywność kleszczy szczególnie wiosną i jesienią, ale jedyny okres kiedy złapanie takiego niechcianego pasażera nam nie grozi to zima. Obserwujemy też obecnie większą liczbę przypadków złapania kleszcza niż jeszcze kilkanaście lat temu - wiąże się to prawdopodobnie z ograniczeniem zjawiska wypalania traw. Rozniecany przez człowieka celowo ogień przynosi wprawdzie więcej szkód niż pożytku (pożary lasów, śmierć gniazdujących ptaków i całej masy pożytecznych czy po prostu nieszkodliwych stworzeń), ale jednak niszczy też czyhające w trawie kleszcze.

Wychodząc naprzeciw zagrożeniu, zespół ekspertów powołanych przez Ministerstwo Środowiska oraz Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji pracuje nad programem mającym na celu ograniczenie populacji kleszczy przy użyciu więźniów. - Ten program będzie mieć właściwie same pozytywy. Z jednej strony więźniowie będą poddawani aktywnej resocjalizacji poprzez pracę dla dobra społeczeństwa, a dodatkowo będą spędzać czas na świeżym powietrzu, z pożytkiem dla swojego zdrowia - mówi jeden z członków zespołu.

Jak to ma działać?

Założenia są proste. W sezonie letnim, kiedy aura będzie sprzyjać, więźniowie będą wypuszczani w samej bieliźnie i obuwiu w teren (łąki, zarośla, las), a na koniec dnia pracy będą meldować się w specjalnie przygotowanym punkcie medycznym, w którym komisyjnie zostaną z ich ciała wyciągnięte kleszcze. Za każdego wyciągniętego kleszcza wyrok skazanego zostanie skrócony o jeden dzień - ale nie więcej niż 10 dni, gdyby podczas jednego wybiegu więzień nazbierał ich więcej.

Ale czy więźniowie po prostu nie uciekną? - Oczywiście względy bezpieczeństwa zostały wzięte pod uwagę. Skazani wykonujący pracę w terenie będą mieli założone specjalne obręcze z nadajnikiem, pozwalające na ich precyzyjną lokalizację. Dodatkowo urządzenia te będą wodoodporne i odporne na urazy mechaniczne - mówi por. Marcin Kunicki z zespołu prasowego Służby Więziennej.

Projektodawcy nie mają też wątpliwości, że chętnych do udziału nie zabraknie. Podobno wieść o nim już rozeszła się po zakładach karnych i niektórzy już kombinują, jak zebrać najwięcej kleszczy. Pomysłów nie brakuje - tarzanie się w trawie, nacinanie skóry żeby krew łatwiej zwabiła... Są pewnie i tacy, którzy obmyślają, jak wykorzystać obecność w terenie do ucieczki, ale takimi planami już szerzej się nie chwalą.

Czy to bezpieczne?

Zdaniem autorów pomysłu - tak. Więźniowie mają być wypuszczani tylko na trzy godziny, bo przyjmuje się, przez taki czas od momentu ukąszenia człowiek nie zostanie zarażony boreliozą ani odkleszczowym zapaleniem opon mózgowych. Ale co jeśli jednak taki przypadek się trafi? Pomyślano i o tym - każdy z ochotników, który zgłosi się do programu, będzie musiał podpisać oświadczenie, że nie będzie ubiegać się o żadne odszkodowanie od zakładu karnego ani Skarbu Państwa w przypadku zarażenia.

Prace nad programem mają zakończyć się w sierpniu, po czym przeprowadzone zostaną symulacje i testy polowe z udziałem pracowników służby więziennej.

środa, 28 maja 2014

Prognoza pogody - nowa formuła


Polskie ugrupowania prawicowe (Prawo i Sprawiedliwość, Polska Razem oraz Stowarzyszenie „Republikanie”) zawarły przy poparciu Episkopatu porozumienie, którego celem jest wprowadzenie dla nadawców telewizyjnych i radiowych w Polsce obowiązku uwzględnienia zjawiska tęczy w prognozach pogody.

Lewica mówi "nie"

Na zdjęciu obok prezentujemy symulację nowej formuły w wersji dla telewizji w kształcie zaproponowanym przez pomysłodawców projektu. Zapytaliśmy o opinię Janusza - pragnącego zachować anonimowość polityka jednej z partii kojarzonych z lewicą. - Ta formuła jest nie do przyjęcia. Po pierwsze, osoba prowadzącego jest zbyt szeroka w stosunku do planszy, przez co przesłania znaczną jej część. W tej roli zdecydowanie lepiej prezentuje się Marzena Słupkowska czy, pomimo swojego imienia, Jarosław Kret. Dodatkowo, urządzenie wskazujące jakie trzyma w ręku jest zupełnie zbędne - wszystkie elementy na planszy powinny być zgodnie z przyjętą konwencją pokazywane dłonią. Ewentualnie można rozważyć wykorzystanie Strzałki Adama Słodowego.
Krytyczne stanowisko w sprawie projektu przedstawił też Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej. - Nie jesteśmy w stanie przewidzieć wystąpienia tęczy w danym regionie kraju, gdyż jej powstanie ma charakter lokalny i uwarunkowane jest szeregiem czynników - mówi Małgorzata Buchman, zastępczyni dyrektora IMiGW. - Jeśli zjawisko zostanie zakwalifikowane jako groźne z punktu widzenia zdrowia moralnego społeczeństwa, to biorąc pod uwagę jego lokalną naturę doraźne ostrzeżenia powinny raczej wydawać terenowe organy zarządzania kryzysowego - dodaje Buchman.
Nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na rozwój wydarzeń i liczyć na pojawienie się drugiego Wicherka, który uczyni znaczącą uwagę o wiatrach, ale tym razem z zachodu.

niedziela, 21 lipca 2013

Fotoradary na torach wyścigowych!

Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej pracuje nad nowelizacją kodeksu drogowego, pozwalającą na kontrolę prędkości na torach wyścigowych oraz drogach publicznych czasowo wyłączonych z ruchu w związku z organizacją rajdów samochodowych. Zdaniem rzecznika resortu Mikołaja Karpińskiego zmiany znacząco wpłyną na poprawę bezpieczeństwa zarówno kierowców, jak i widzów. - Niedawny incydent w Poznaniu (chodzi o tegoroczny Gran Turismo, gdzie norweski kierowca wjechał w grupę ludzi obserwujących wyścig - przyp. redakcji) dowodzi, że zmiany są konieczne. Zadaniem państwa jest ochrona obywateli i taka właśnie idea przyświeca zespołowi pracującemu nad nowelizacją ustawy - mówi Karpiński.

Ograniczenie prędkości

Co mogą przynieść nowe przepisy? Projekt przewiduje następujące ograniczenia prędkości:

tory wyścigowe jednojezdniowe 140km/h
tory wyścigowe dwujezdniowe 160km/h
drogi publiczne jednojezdniowe wykorzystywane na potrzeby rajdu, teren zabudowany 90km/h
drogi publiczne jednojezdniowe wykorzystywane na potrzeby rajdu, poza terenem zabudowanym 120km/h
drogi publiczne dwujezdniowe wykorzystywane na potrzeby rajdu, teren zabudowany 120km/h
drogi publiczne dwujezdniowe wykorzystywane na potrzeby rajdu, poza terenem zabudowanym 140km/h

Wg nowych przepisów do kontroli prędkości uprawnione byłyby następujące organy:
  • Policja
  • Żandarmeria Wojskowa
  • Inspekcja Transportu Drogowego
  • Straż Miejska

Projekt przepisów budzi pewne kontrowersje wśród kierowców, są jednak i tacy, którzy dostrzegają pozytywny aspekt proponowanych zmian. - Bardzo dobrze, wreszcie ktoś zrobi porządek z tymi szaleńcami na drodze. Szarżują, ryczą silnikami po nocy że spać nie można - mówi pani Leokadia (72 l.), emerytowana księgowa.

Testy udane, ale...

Pomysł zmian popiera także policja. Według rzecznika prasowego komendanta głównego inspektora Mariusza Sokołowskiego, projekt zmian przyniesie wymierną poprawę bezpieczeństwa na polskich drogach. Podczas pierwszych testów fotoradary spisywały się ponoć bardzo dobrze - różnice między wartością pomiaru a rzeczywistą prędkością pojazdu w większości przypadków nie przekraczały 7 km/h. Jednak jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, wstępne próby ścigania pojazdów rażąco przekraczających prędkość na torach nie wypadły pomyślnie. - Mamy problem. W przypadku torów zamkniętych próby pościgu za pojazdem łamiącym przepisy kończyły się tym, że ścigany pojazd nas doganiał i znów wyprzedzał - mówi anonimowo jeden z policjantów drogówki uczestniczący w testach. Udało nam się zdobyć zdjęcie z testów - widać na nim, jak ścigany bolid dogania radiowóz. Zapytany o tę kwestię inspektor Sokołowski odpowiada krótko. - Bez komentarza.

wtorek, 26 lipca 2011

Program kosmiczny Polski

mgławica
Polska i kosmos? Te dwa słowa wydają się od siebie odległe o całe lata świetlne, bo i nasze dokonania na tym polu nie należą do szczególnie imponujących. Starsi Polacy dobrze kojarzą Mirosława Hermaszewskiego - bohatera PRL, pierwszego i jak dotąd jedynego kosmonautę znad Wisły. Nieliczni słyszeli o Aleksandrze Wolszczanie - pracującym w USA astronomie, który jako pierwszy odkrył planety spoza Układu Słonecznego w latach 90. minionego wieku. Mikołaja Kopernika znają nawet dzieci, ale jego polskość w dzisiejszym tego słowa rozumieniu jest mocno dyskusyjna. Do tego grona doliczyć możemy jeszcze anonimowych dla ogółu polskich inżynierów, mających swój udział w budowie niektórych sond kosmicznych. I to tyle - nie mamy swojego Gagarina, Armstronga ani epickich misji pokroju Voyagera czy Apollo.

Ten stan rzeczy ma się jednak zmienić - podczas ostatniego posiedzenia rządu ministrowie obradowali nad głównymi założeniami Polskiego Programu Kosmicznego na lata 2014-2030. Liczący ponad 10 stron dokument definiuje główne cele programu, których realizacja ma zrównać Polskę z mocarstwami tego świata. Główne założenia to: powołanie Polskiej Agencji Kosmicznej na bazie obecnego Centrum Badań Kosmicznych PAN, budowę kosmodromu (rozważa się kilka potencjalnych lokalizacji inwestycji), wystrzelenie satelity telekomunikacyjnego we współpracy z telefonią wRodzinie, wysłanie sondy do gwiazdy Proxima Centauri oraz rozpoczęcie pierwszych inwestycji infrastrukturalnych na Marsie, mających na celu przygotowanie terenu pod budowę osiedli mieszkaniowych.

Politycy opozycji - co nie powinno nikogo dziwić - wypowiadają się sceptycznie o polskich planach podboju kosmosu. Pierwszy Śledczy RP Antoni Macierewicz (PiS) uważa całą sprawę za przedwyborczą grę i próbę odwrócenia uwagi od katastrofy smoleńskiej. - Jest oczywiste, że rząd pana Donalda Tuska nie ma pomysłu na Polskę i próbuje zjednać sobie Polaków ambitnymi wizjami. Za szczególnie perfidny uważam ponadto plan zaangażowania w przedsięwzięcie operatora telefonii wRodzinie. Pod płaszczykiem tego rzekomo pojednawczego gestu Platforma Obywatelska chce wciągnąć operatora w udział w kosztach misji, by te z kolei zmusiły go do pokrycia ich poprzez podwyższenie stawek za połączenie. A to naturalnie uderzy w abonentów sieci, będących w znacznej mierze w opozycji do obecnego rządu.

Leszek Miller (SLD) wytyka słabe punkty planu. - Misja do Proximy, jako pozbawiona wszelkich przesłanek gospodarczych, to rozdymanie kosztów i narażanie budżetu na niepotrzebne wydatki. Kiedy stałem na czele MSWiA, w podległym mi resorcie trwały prace nad misją do Io (jeden z księżyców Jowisza - przyp. autora). Misja zakładała umieszczenie na orbicie księżyca kompleksu magazynującego energię elektryczną generowaną przez interakcję Io z polem magnetycznym Jowisza. Taka elektrownia dałaby Polsce uprzywilejowaną pozycję w tej części Układu Słonecznego, znacząco wzmacniając kraj na arenie heliopolitycznej. Jeśli pan premier wyrazi zainteresowanie, gotów jestem dla dobra Polski wspomóc rząd i przekazać przygotowany przez nas dokument.

Małgorzata Woźniak, rzecznik MSWiA, które wraz z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi przygotowało zręby polskiego programu kosmicznego, broni jego założeń. - Program jest racjonalny i bierze pod uwagę finansowe realia Polski. Spodziewamy się, że misja do gwiazdy Proxima Centauri wniesie nie tylko ogromny wkład w rozwój nauki, ale także wzmocni nasz kraj na arenie międzynarodowej oraz przyniesie wymierne korzyści gospodarcze. Jesteśmy jednocześnie otwarci na wymianę poglądów i chętnie poznamy szczegóły propozycji pana premiera Millera, jeśli zechce je przedstawić.

A co na to wszystko eksperci? Środowisko naukowe jest podzielone. Prof. dr hab. Zdzisław Bilski, dziekan Wydziału Astronomii i Eksploracji Kosmosu na Uniwersytecie Małopolskim w Tarnowie, popiera główne założenia programu, jednak jest sceptyczny co do szczegółów. - Wygląda na to, że rząd ma dobre chęci, jednak nie za bardzo wie jak się do sprawy zabrać, i może przeliczyć się przy realizacji niektórych punktów. Przykładowo, nawet jeśli założymy, że uda się przygotować misję na Proximę Centauri i sonda zostanie planowo wystrzelona ok. 2025 roku, wątpię czy uda się dotrzeć w pobliże gwiazdy około roku 2050. Wymagałoby to albo znaczącego rozwoju techniki, albo przegłosowania zmian w ustawie o prawach fizyki, a żeby tego dokonać, rządząca koalicja musiałaby dysponować większością 3/5 głosów.

Z kolei Marian Przypkowski, kojarzony ze środowiskiem prawicowym egzobiolog, gani rząd za zaniedbanie kwestii życia w kosmosie. - Twórcy programu nie uwzględnili tak kluczowej kwestii jak poszukiwanie życia we Wszechświecie. Każda misja powinna być z jednej strony przygotowana na odparcie ataku ze strony obcych, z drugiej zaś na nawiązanie pokojowego dialogu w duchu chrześcijańskiego braterstwa wszystkich istot żyjących w dostępnych nam wymiarach. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której sonda z polską flagą na kadłubie po napotkaniu statek innych istot nie dysponuje gotowymi do przekazania podstawowymi danymi o życiorysie i naukach Chrystusa.

Spór polityczny i naukowy wokół kosmicznych planów zapewne potrwa jeszcze kilka miesięcy, zanim nabiorą one kształtów na tyle realnych, by można było przekuć je w konkretne ustawy i rozporządzenia. I oby nie wyszły z tego kosmiczne jaja.

środa, 20 lipca 2011

Donald Tusk w "Tańcu z gwiazdami"?

Plotkarskie media donoszą, że premier Donald Tusk ma wystąpić w następnej edycji popularnego show "Taniec z gwiazdami". Sam szef PO na ten temat milczy, nie mniej tajemniczy jest rzecznik rządu. - Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. - powiedział Paweł Graś.

W sejmowych kuluarach aż huczy od plotek, a przedstawiciele opozycji nie pozostawiają na pomyśle suchej nitki. - Biorąc pod uwagę dawne doświadczenia premiera we wspinaniu się na kominy, prędzej widziałbym go w programie typu Fort Boyard - kręci głową Tadeusz Cymański (PiS). Grzegorz Napieralski (SLD) dodaje: - Pan premier ewidentnie próbuje naśladować efektowny styl kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego, zastępując sponatniczne pląsy w rytmie disco polo wyuczonym tańcem w blasku jupiterów.

Oburzenia nie kryje szef Samoobrony Andrzej Lepper. - Dlaczego rząd nie promuje tego co dobre, co polskie? Czy my nie mamy naszych oberków? Należy promować to co dobre i polskie, zamiast małpować innych.

W cieniu polityki trwają spekulacje, kto miałby być partnerką Tuska. Najczęściej wymieniana jest kandydatura Dody, jednak zdaniem medioznawcy Zdzisława Bilskiego to mało prawdopodobne. - Tusk to nie Kwaśniewski, a Doda to nie Shazza. Spodziewałbym się bardziej popisowego duetu z kimś pokroju Beaty Kempy.

O planach udziału Tuska w pogramie nie udało się uzyskać oficjalnego potwierdzenia w telewizji TVN - czas pokaże, czy jest to tylko plotka.