Problem został nagłośniony w 2014 r. przez działaczy Siedleckiej Grupy Ekologicznej, którzy w opublikowanym w mediach liście otwartym do ówczesnego premiera Donalda Tuska domagali się podjęcia działań w obronie polskich bocianów. Efektem ich działań było przekazanie na ręce ambasadora Libanu noty dyplomatycznej, w której strona polska domagała się zaprzestania praktyk. Jednak okazało się, że za deklaracjami poparcia dla polskich postulatów ze strony władz Libanu nie poszły żadne konkretne działania - w tym roku strzelanie nadal odbywa się w najlepsze ku oburzeniu ekologów, opinii publicznej i wielu polityków.
Podjęcia zdecydowanych działań najgłośniej domaga się opozycja. - Nie może być tak, że bezkarnie niszczy się nasze dobro narodowe. Tak, trzeba nazywać rzeczy po imieniu - bociany są częścią polskiej tradycji i stanowią nasze bezcenne dobro narodowe, którego nie sposób przeliczyć na złotówki - mówi Joachim Brudziński z PiS. Jeszcze bardziej zdecydowane stanowisko zaprezentowała posłanka Krystyna Pawłowicz. - Karygodne praktyki zabijania bocianów to nie tylko barbarzyństwo. Proceder ten dodatkowo przyczynia się do spadku liczby urodzeń dzieci w kraju i tym samym pogłębiania się niżu demograficznego - powiedziała Pawłowicz.
Przedstawiciele koalicji rządzącej byli nieco bardziej powściągliwi w krytyce, ale dziennikarze wywęszyli, że w MON przygotowuje się do wysłania dronów nad Liban. Drony miałyby w bezpiecznej odległości eskortować przelatujące ptaki, a zainstalowane na nich detektory rejestrować wystrzały z broni palnej. Czy i jakie działania miałyby być podjęte w przypadku stwierdzenia ataku na bociany - nie wiadomo.
Informacja o planach MON spowodowała nerwową reakcję Libańczyków. Premier Tammam Salam oświadzył, że pojawienie się polskich dronów na libańskim niebie uznane zostane za agresję i podjęte zostaną "odpowiednie kroki". Jak dotąd strona polska nie wypowiedziała się oficjalnie w tej sprawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz